Wyjechałem bladym świtem z domu, odbębniłem 3 godziny w pracy i o 9:30 ruszyłem do Katowic odebrać spod dworca Acemana. No, może "ruszyłem" to nie dobre słowo, bo gdy tylko wjechałem w Zabrzu na ulicę dojazdową do Średnicówki, od razu utknąłem w korku. Chwilę później usłyszałem w radiu, że na DTŚ był karambol i 11 samochodów cmoknęło się blachami oraz, że nie wpuszczają nikogo aż do Rudy Śląskiej. Szajse! Obliczając korek na jakieś 2 godziny do następnego zjazdu, zawróciłem i zacząłem przebijać się do innej drogi na Katowice.
Dojechałem w półtora godziny (zamiast pół) i lekko zirytowany odebrałem Acemana po małym szukaniu się pod dworcem. Następnie zaczęliśmy przebijać się do krajowej jedynki. Piątek po południu... nic więcej nie będę pisał. W sumie podróż tam zajęła nam prawie 8 godzin, po drodze było jeszcze kilka "atrakcji" w postaci korków, w których straciliśmy kolejną godzinę. Ale to nic, bo w drugą stronę korek miał 8 kilometrów. Tym na jego końcu pomachaliśmy

.
W końcu dotarliśmy do Torunia po 17tej, zostawiliśmy auto na parkingu i odnaleźliśmy ulicę Browarną i klub Enerde. Na miejscu przywitali nas organizatorzy (a raczej organizatorki), Voyager, Nitro i grupa wesołych Komodorowców (szczególnie jeden weselał z każdym nowym piwem). Później pojawił się także Malfunction z dziewczyną i dotarł Bonzaj z Kingą. Byli też amigowcy no i oczywiście ludzie, którzy przyszli na pokaz. Trudno mi szacować ile ich było, bo wchodzili i wychodzili. Na pewno było więcej niż 20 osób i większość oglądała to co leciało na rzutniku z uwagą. Ogólnie fajna sprawa, puszczać demka do piwa. Ludzie siedzą, zerkają jak chcą, taka forma daje radę.
Po moich i Voyagera opowieściach o scenie, demach i tym podobnych, puściliśmy jeszcze więcej produkcji. Leciały rzeczy z MindCandy 2, trochę sztandarowych produkcji z peceta, trochę klasyki i historii z różnych platform od C64 do dziwactw w stylu Pokemon Mini. Puściłem też kilka crazoli, ale przy "Nas nie przepijat" organizatorka nie wytrzymała i kazała nam zmienić repertuar

.
Później Bonzaj pokazał "Linger in Shadows", najpierw samo demo z avika, a później na żywo z konsoli. Niestety, nie dało się jej podłączyć do rzutnika i w ruch poszedł 21-calowy telewizor na barze. Niestety podobne problemy były z podłączeniem do rzutnika C64 i Amigi 500. Również niestety nie było mikrofonu, więc opowiadaliśmy przekrzykując muzykę z drugiej sali (nie wiem co tam szło, ale słyszałem też scenowe motywy) i rozmawiających z tyłu ludzi. Nagłośnienie było totalnie do bani, bas włączał się i wyłączał jak mu się podobało, ale mówi się trudno. I tak było zainteresowanie ludzi, pytania z widowni, trochę dyskusji z panem, który najwyraźniej był krytykiem sztuki (i widać było, że mu się podoba). Pomogli też Komodorowcy, znaczy się jeden pomagał w dyskusji, a drugi zagłuszał nas krzycząc "zajebiste" i "rulez"

.
Sam nie wiem jak dotrwałem bodaj do 3 rano, gdy stwierdziliśmy "dość", zresztą już się wyludniało. Organizatorka zabrała nas (Voyagera, Acemana, Nitro i mnie) do mieszkania, w którym mieliśmy nocować. Okazało się, że lokal na poddaszu jest zaraz obok brzegu Wisły, dokładnie naprzeciwko miejsca, z którego odpłynął statek wycieczkowy "Posejdon" w "Rejsie". Jest tam nawet stosowna tablica. Mieszkanko na poddaszu było całkiem wypaśne, taki zaadaptowany strych z przeraźliwie mroźnym kibelkiem po drugiej stronie schodów i wanną w pokoju (he he). Było też kilka sof i lampka - czerwone serduszko. Z pewnością niejedną parę ten lokal gościł

.
Organizatorzy oraz odprowadzający nas Komodorowcy (w tym jeden niezbyt tego świadom) zostawili nam klucze i życzyli dobrej nocy. Usiedliśmy więc do "kolacji"

. Nie minęło jednak nawet ćwierć flaszki, gdy ktoś zastukał do drzwi. Voyager wstał mocować się z dziwnym zamkiem, a ja byłem przekonany, że to jednak ktoś z naszych postanowił wrócić napić się z nami. Okazało się jednak, że to kolęda w postaci trzech policjantów i jednej policjantki, którzy wleźli z butami do środka i oświadczyli, że zakłócamy ciszę nocną, jesteśmy tu nielegalnie i w ogóle pokazać ro-dowody. Lekko zdziwieni (nie hałasowaliśmy zbytnio, z laptopa leciały całkiem cicho demka), spytaliśmy się o co cho.
Okazało się, że właściciel dwóch pięter kamienicy (oraz klubu Enerde) nie ma zgody pozostałych lokatorów na zajmowanie strychu, a sąsiadka z dołu wzywa policję przy każdej okazji i gdy widzi, że zjawiają się tam obcy, co pomaga jej w punktowaniu sprawy w sądzie, którą właścicielowi wytoczyła. Policjanci stwierdzili, że prawdopodobnie będziemy musieli sobie pójść (super, na dworze zimno i mokro, dochodzi piąta a my w środku flaszki i z nosami przy ziemi). Dodatkowo przyczepili się do Nitro, który jest niepełnoletni i chcieli koniecznie wiedzieć, czy rodzice wiedzą, że nocuje gdzieś na strychu z obcymi facetami, którzy w dodatku się alkoholizują. Pan policjant wykonał tak zwany "test na chuch" i stwierdził fachowo, że nic nie czuje od Nitro, ale jak tu jest whisky to może nie czuć. Wyglądało na to, że miał szkolenie

. Już nawet chciałem być dobry i pożyczyć mu alkomatu, a pani policjantce usiłującej dodzwonić się do informatyka żeby sprawdzić nasze dane użyczyć Google w telefonie, ale właśnie oddzwonili organizatorzy poinformowani przez Voyagera o sprawie, a później zadzwonił (nielegalny) właściciel lokalu, żeby potwierdzić, że o nas wie. Nitro musiał zadzwonić do domu, co z pewnością niezwykle ucieszyło jego rodziców o tej jakże sympatycznej porze. Na szczęście problemów nie było. Co więcej, nagle okazało się, że możemy zostać. Nie wiem czy jakiegoś argumentu nie stanowiły dema, które w czasie całego zajścia Voyager pokazywał policjantom, opowiadając przy okazji o scenie

. Jeden z nich nawet się zainteresował i powiedział, że miał C64, a w ogóle to kiedy i gdzie ten pokaz jutro bo może by przyszedł po służbie

. Zaprosiliśmy ich oczywiście, a oni sobie poszli precz, nawet życząc nam dobrej nocy. Wróciliśmy więc do konsumpcji, ale po kilku rundkach wymiękłem i położyłem się wreszcie spać po okrągłej dobie. Reszta została o jeden gin dłużej.
Spaliśmy prawie do południa (nie pamiętam już żebym wstał o takiej porze). Ja wstałem pierwszy i poszedłem w miasto. Niestety pogoda była, lekko mówiąc, chujowa. Wiało, zimno, zaczęło padać. Przeszedłem przez starówkę, gdzie kręciło się całkiem dużo turystów z aparatami, nawet przy takiej pogodzie. Ogólnie Toruń robi wrażenie - dużo odnowionych zabytków, czysto, dobrze zorganizowane i oznaczone miejsca jak parkingi czy miejskie WC, naprawdę fajnie. Zahaczyłem o parking gdzie wziąłem śpiwór, bo na poddaszu było lekko chłodnawo. Zwłaszcza że ogrzewanie było tylko z jednego piecyka olejowego, którego w dodatku nie dało się przestawić, bo był podpięty do dziwnego zestawu przedłużaczy, w dodatku częściowo popsutych. Krótko mówiąc - mogliśmy albo ładować laptopa i komórki, albo mieć włączony piecyk. Powiedziałbym "demo or die"

.
Na parkingu zastał mnie telefon od Voyagera, że się zebrali i wychodzą coś zjeść i zgarnąć Silenta, który właśnie dojeżdżał. Wróciłem więc i poszlismy w miasto. Silencio oczekiwał nas na Starym Rynku niczym sznycel na Izaaka w komedii Barei. Znaleźliśmy jakiś lokal, w którym dawali jeść, ale nie bardzo chcieli sprzedawać wódkę, a "standard gastronomiczny", czyli schabowy okazał się schabem w kapuście, więc się obraziliśmy na nich i poszliśmy dalej (tymczasem dołączył gadający z szybkością karabinu Malfunction z Patrycją). Przyciągnął nas nazwą pub o swojsko-łódzko brzmiącej nazwie "Beczka", gdzie popełniliśmy kilka piw, ale wódki tylko kilka kielonów, bo za flaszkę chcieli 140 zł (a udławcie się!). I tak przy piwie i scenowych opowieściach zrobił się prawie wieczór, a w Enerde już zbierali się ludzie. Tym razem zainstalowaliśmy się tam, gdzie w piątek grał DJ, a prym w tym dniu wiodły produkcje 8-bitowe puszczane przez Malfunctiona i Nitro. Ludzie baunsowali przy SIDach. Ja się do repertuaru już nie wtrącałem, a jak puszczono jakiś mocno undergroundowy film, poszedłem z Acemanem na darmowy obiad (nie do Ramzesa

, który fundowała nam organizacja. Jadłem coś dobrego, ale nie pamiętam za bardzo co, bo lekko pamięć przyćmiło mi "szkło" dokręcone do sytuacji przez Silenta. Podobno było i drugie, ale tego nie wiem, ogólnie szybko dopadło mnie zmęczenie i zmyłem się do mieszkania sporo przed resztą.
Kolejny poranek był podobny do poprzedniego, z tą różnicą, że Silent puścił nam nieco skocznej muzyki oraz odśpiewał "Dobry Jezu" przez okno (dla sąsiadki). Gdy pozbieraliśmy się i posprzątaliśmy po sobie a Voyager właśnie zamykał drzwi od strychu, ponownie pojawili się panowie policjanci, tym razem w liczbie dwóch i to zupełnie innych niż dnia poprzedniego. Szajse, 2 minuty i by nas tam nie było. A tak znowu było spisywanie dowodów i sprawdzanie nas w kartotece (nie mieli nas w keszu czy co?) oraz dywagacje na temat obecności nieletniego (czyli Nitro). Na całe szczęście, tym razem nie musiał chuchać ani dzwonić do rodziców, za to znów trzeba było wyłuszczać całą historię skąd tam jesteśmy. Policjantom z dołu wtórowała sąsiadka, krzycząc "oni się tam kąpią!". Widocznie w Toruniu to straszna zbrodnia, bo przecież nie było ciszy nocnej do zakłócenia i nawet jeśli Silent śpiewał pieśni religijne na całą, że tak powiem, twarz, oraz pozbył się swoich mocno zmęczonych skarpetek przez rzeczone okno, to przecież była 11 rano! No i gdzie tu śpiewać "Dobry Jezu" jak nie w Toruniu? Musiało więc chodzić o tę zbrodnię kąpania (swoją drogą, nikt się nie kąpał bo lekko zimno było, tylko zęby myliśmy). Widocznie odpływ w wannie nie był najwyższych lotów. Może dlatego, że stała wprost na dywanie...
W każdym razie wąsaty policjant okazał się bardziej liberalny niż jego poprzednicy, a może po prostu trzymał stronę higienicznych (chociaż pachnęliśmy wszyscy ładnie szachami). Poza tym, że Nitro nie zdążył na pociąg, interwencja przebiegła wyjątkowo gładko, spisali co mieli i puścili nas. Zjedliśmy jeszcze śniadanie-obiad (przy okazji wciąż robiąc sobie niewybredne żarty z Nitro, czyli "nieletniego pod opieką tych panów") i pożegnałem się z obecnymi, aby wracać do domu. Brak korków zaowocował prawie trzy godziny krótszą jazdą i po 18tej dotarłem do domu.
Pozdrowienia dla obecnych, loda nieobecnym i ogólnie było fajnie. To jeszcze wkleję jakieś fotki i tyle.